DZISIEJSZA EWANGELIA Mt 10,37–42:
Jezus powiedział do swoich apostołów:
„Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je znajdzie.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”.
PRZEMYŚL TO SOBIE:
BROŃ BOŻE!
Słońce było w zenicie. W tym miejscu nie oznaczało to, ot tak sobie, zwykłego południa z dalekim echem dzwonów na Anioł Pański i łagodnym powiewem w cieniu soczystego listowia. W tym miejscu - kilkadziesiąt kilometrów od północnych brzegów afrykańskiej królowej pustyń zenit oznaczał niewyobrażalny żar lejący się po głowach, karkach i plecach wędrowców, zgrzytanie piaskowego pyłu w zębach i bardzo odległy, aż nierealny kres podróży.
- Nie wiem, czy znacie taki dowcip? - mężczyzna o niebieskich oczach i bladej karnacji spróbował odciągnąć uwagę towarzyszy podróży od czarnych myśli.
- O czym? - spytała spod fałdów kolorowej chustki zasłaniającej usta kobieta siedząca na najbliższym wielbłądzie. Tylko Khalil - tuziemiec poganiacz - kołysał się beztrosko na grzbiecie swojego bydlęcia, tak samo mało uwagi przywiązując do wędrówki jak i do budzącej ospale się rozmowy.
- O pustyni, o Saharze, tej, na której jesteśmy.
- Nie, nie znamy - wymamrotał inny mężczyzna - opowiedz.
- Dobrze. Więc to było tak. Tu, gdzie teraz jesteśmy była kiedyś ogromna, nieprzebyta połać lodu. Żeby uczynić ją przejezdną, ślizgawica zaczęto posypywać piaskiem. Lód zniknął i powstała pustynia...
Głuche śmiechy z wyschniętych gardeł przerwał nagle okrzyk kobiety.
- Spójrzcie tam, przed nami!
Na horyzoncie majaczyły wyraźnie jakieś sylwetki.
- Wrogowie, czy przyjaciele?
- A może to fatamorgana?
- Nie - uspokoił ich mężczyzna, który przed chwilą skończył opowiadanie. Teraz lustrował przestrzeń lornetką. - To dwoje ludzi. Mężczyzna jedzie na wielbłądzie, kobieta idzie za nim pieszo.
Po pół godzinie stanęli oko w oko w nieznajomymi. Wymienili przyjęte tutaj gesty pozdrowienia.
- Jadę z żoną do lekarza - bez pytania poinformował ich spotkany mężczyzna, z urody sądząc tubylec, słabo mówiący ich językiem. Jego żona usiadła w skąpym cieniu wielbłąda.
- A co panu jest? - zapytał ktoś z wędrowców.
- Mnie? - zdziwił się - mnie nic! To moja żona jest chora!
Nie jest godzien Jezusa - według Jego słów - ten, kto kocha bardziej ludzi, nawet najbliższych, niż Boga. Według zamysłu Stwórcy wszystko na tym świecie ma swój porządek i swoją kolej. Ale też nie znaczy to bynajmniej, iż człowiekiem, kimś bliskim, można w imię Boga pomiatać. Broń Boże!
czwartek, 26 czerwca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz