Guercino, Jezus i Samarytanka, 1647, Muzeum Narodowe, Kanada DZISIEJSZA EWANGELIA J 4,5–42:Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które Jakub dał synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba.
Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: „Daj Mi pić”. Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności.
Na to rzekła do Niego Samarytanka: „Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?” Żydzi bowiem nie utrzymują stosunków z Samarytanami.
Jezus odpowiedział jej na to: „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj Mi się napić», prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej”.
Powiedziała do Niego kobieta: „Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie, i jego bydło?”
W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: „Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu”.
Rzekła do Niego kobieta: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać”.
A On jej odpowiedział: „Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj”. A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: „Dobrze powiedziałaś: «Nie mam męża». Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą”.
Rzekła do Niego kobieta: „Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga”.
Odpowiedział jej Jezus: „Wierz Mi, niewiasto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem, już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, i takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”.
Rzekła do Niego kobieta: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko”.
Powiedział do niej Jezus: „Jestem Nim Ja, który z tobą mówię”.
Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: „Czego od niej chcesz?” lub „Czemu z nią rozmawiasz?” Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: „Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?”
Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: „Rabbi, jedz!” On im rzekł: „Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie”. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: „Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia?” Powiedział im Jezus: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: «Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa?» Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli”.
Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: „Powiedział mi wszystko, co uczyniłam”. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: „Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata”.
PRZEMYŚL TO SOBIE:Prawda o tobie - Kto wykona najwierniejszą podobiznę łaskawie nam panującego króla, otrzyma w nagrodę sakiewkę czerwonego złota - głosiło obwieszczenie, które lotem błyskawicy obiegło wnet całe królestwo. W stronę zamku zaczęli też zaraz ściągać liczni z całego kraju nie tylko artyści, ale i ludzie łasi na pieniądze, którzy - nie wiedzieć - liczyli już to na łut szczęścia, już to na skrzywienie gustów królewskich i dworskich, w każdym razie na złoto przede wszystkim. Kanclerz musiał niebezpieczeństwo w zarodku zgasić, pilnując, by każdy z pretendentów do mile uszom pobrzękującej sakiewki wpierw przeegzaminowany został. Tym eliminacjom podołało czterech zaledwie podwładnych.
Z rana, gdy nastał umówiony dzień, pojawili się u zamkowej bramy. Pierwszy dźwigał na plecach sztalugi i kilka naciągniętych na drewniane ramy płócien, a w ręku trzymał płócienny worek z pędzlami i farbami w glinianych słoiczkach. Drugi ciągnął za sobą skrzypiący wózek, a na nim wzgórek delikatnie tłustej glinki. Trzeci targał za uzdę wołu, który ciągnął dwukółkę z trudem mieszczącą potężny blok marmuru, obok którego, w drewnianej skrzynce pobrzękiwały dłuta i młotki. Czwarty wzbudził zdziwienie, dzierżąc pod pachą jedynie niewielką skórzaną sakiewkę. Sypał się z niej brunatny pył.
Artystom przeznaczono cztery komnaty. Król codziennie przychodził na dwie godziny, by pozować każdemu z osobna. Po miesiącu monarsze podobizny były gotowe. Władca wraz z dworzanami wkroczył do komnaty malarza. Ten gwałtownym ruchem zdarł ze sztalug zasłonę i zebranym ukazał się wspaniały portret króla. Dworzanie nagrodzili dzieło gromkim brawami. Drugi artysta przedstawił zacnemu gronu figurkę króla, choć niewielką, to jednak okraszoną żywymi kolorami. I jego komnatę wypełnił poklask uznania. Na samym środku trzeciego pomieszczenia znajdował się naturalnej wielkości posąg władcy, choć jednobarwny, to jednak wykuty z marmurowej bryły z takim pietyzmem, iż znać było każdą zmarszczkę na monarszym obliczu i nawet najdrobniejszą fałdkę tronowego płaszcza z sobolim kołnierzem. W ostatniej komnacie artysta podszedł do króla i zza pazuchy wyjął kawałek wypolerowanej blachy. Przypomniano sobie, że ów człowiek, który przyniósł na zamek tylko mieszek z popielatym proszkiem, poprosił jeszcze kucharza o wypożyczenie tacy, którą teraz, wyszorowaną do połysku, podniósł na wysokość monarszych oczu. Król ujrzał siebie, jak w zwierciadle, takiego, jakim był na prawdę. Kanclerz podsunął władcy sakiewkę przeznaczoną dla zwycięzcy.
DOBRA RADA:Szukasz swojej podobizny, prawdy o sobie samym. Czytujesz horoskopy, interesują cię psychozabawy. Tylko Jezus, jak Samarytance, powie ci pewną prawdę o tobie samym.