środa, 25 czerwca 2008

22 czerwca - 12 Niedziela Zwykła

DZISIEJSZA EWANGELIA Mt 10, 26-33:
Jezus powiedział do swoich Apostołów: Nie bójcie się ludzi! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic ta-jemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się ra-czej Tego, który
duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież ża-den z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.

PRZEMYŚL TO SOBIE:

ODWAGI !

- Dzyń, dzyń! - metaliczny dźwięk dzwonka ogłosił przerwę na drugie śniadanie. Pan Miecio podniósł żółtą osłonę wyłącznika i zdecydowanym ruchem od-ciął dopływ prądu. Zębatkowe wnętrzności frezarki zawyły źle posmarowaną ulgą. Pan Miecio zdjął gru-be ochronne rękawice. Tak na wszelki wypadek otarł jeszcze dłonie o połę kombinezonu. Schylił się po teczkę. Mosiężne sprzączki odskoczyły z wdziękiem. Wyjął kanapki owinięte nawoskowanym papierem. Na półeczce narzędziowej postawił termos. Zaczęła się mała uczta.
- Mietek, a co ty taki zamyślony dziś jesteś? - pan Władek, operator sąsiedniej maszyny przysiadł się nieproszony. W byle jak odwiniętym kawałku folii aluminiowej trzymał apetyczny kawał bułki z filuternie odstającymi na boki falbankami sałaty.
- A, niczego sobie - pan Miecio nie był skory do przyposiłkowej rozmowy - zwyczajnie, z żoną się wczoraj pokłóciliśmy.
- I czym ty się chłopie przejmujesz? - pan Władek udał zdziwionego albo też był nim naprawdę.
- Tak w ogóle, to niczym. Tylko, że my ostatnio coraz częściej się między sobą przemawiamy.
Zapadło milczenie urozmaicane jedynie nowymi gryzami i łykiem herbaty z plastikowego kubka.
- Ja tam nie narzekam - pan Władek zrobił mądrą minę - I w ogóle to sobie myślę, że tak już jest i ko-niec! Jak się kosą o kamień zahaczy, to iskry zawsze polecą, nie ma siły!
- Dobrze ci mówić - pan Miecio nie dał się tak ła-two pocieszyć - Ale sam dobrze wiesz na pewno, że jak się dwie strony o coś spierają, to czyjaś racja musi być.
- Gadanie - pan Władek z trudem przełknął kolej-ny kęs - u nas to jest tak, że ja powiem swoje, żona powie swoje, dzień albo dwa nie poodzywamy się do siebie, a potem i tak jest wszystko po staremu.
- A u nas to jest tak, że któreś musi wygrać. To znaczy,... właściwie to ja zawsze wygrywam.
- Wczoraj też wygrałeś?
- A jakże. Wygrałem. Na koniec, to żona do mnie na kolanach przyszła - pan Mieciu trochę się rozpro-mienił.
- Na kolanach? I co ci powiedziała?
- No więc kiedy już klęczała, to powiedziała do mnie „wy- łaź spod łóżka, ty tchórzu!”.

Jesteśmy tchórzami. W dyskusji boimy się za-brać głos. Przed kościołem czy krzyżem żegnamy się ukradkiem, by nikt nie widział. Kiedy kogoś biją bierzemy nogi za pas. Jezus nas nie ośmie-sza, nie gani, nie potępia, nie każe wychodzić spod łóżka. On nam zwyczajnie życzy odwagi.

Brak komentarzy: