wtorek, 20 maja 2008
21 maja - 7 tydzień zwykły – wtorek
Mk 9,30-37
Jezus i uczniowie Jego podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: „O czym to rozprawialiście w drodze?” Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”.
Jakiś spocony chłopiec ledwo powłócząc nogami szedł ulicą, niosąc na plecach niewiele mniejsze od siebie dziecko.
- Hej! - ktoś go zaczepił. - Uważaj, bo się przewrócisz!. A w ogóle to przecież za duży ciężar dla ciebie!
Chłopiec przystanął, spojrzał w twarz przechodnia i cicho wyjaśnił.
- To nie jest ciężar, psze pana. To jest mój brat.
Być ostatnim, najmniejszym, mieć ciężar za brata a chorobę i słabość za siostry - błogosławione rodzeństwo, które - nawet nie wiesz kiedy i jak - z balastu staje się przepustką do nieba.
Aniele mój stróżu, pomóż mi nie tylko nie być ciężarem, ale nawet odrobinę więcej - choć czasami umniejszyć się, usłużyć, ulżyć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz