wtorek, 20 maja 2008

18 maja - Niedziela Trójcy Przenajświętszej


Hendrick van Balen, Trójca Święta, 1620, Sint-Jacobskerk, Antwerpia

DZISIEJSZA EWANGELIA J 3,16-18:

Jezus powiedział do Nikodema: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.

PRZEMYŚL TO SOBIE:

Miłować Wieczór był piękny. Zresztą dziwne, gdyby w maju było inaczej. Nozdrza drażnił czule aromat kwitnącego bzu. W uszach aż dzwoniło od ptasich przekomarzań. Z parku wychodziły już powoli mamy z pociechami - i tymi w wózkach, i tymi zaciekle pedałującymi na trójkołowych rowerkach, i tymi wytrwale trzymanymi za rączkę, niezdarnie drepczącymi u boku. Ich miejsce zajmowały niespiesznie pary zakochanych, poruszające się znacznie pewniej, choć - nie wiedzieć czemu - też trzymających się za ręce. Jedni przystawali nad stawkiem z liliami wodnymi, inni dostojnie przechadzali się alejkami wysypanymi żwirem.
Tych dwoje przysiadło na ławeczce w cieniu wiekowej wierzby. Ona wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo. On spuścił wzrok i najpierw lustrował czubki półbutów tak wypucowane, że mógł się w nich przejrzeć sam księżyc, a potem zapatrzył się cielęco gdzieś przed siebie.
- Piękny wieczór, no nie? - zaczęła ona.
- Yhm! - odpowiedział szczerze, choć mało błyskotliwie.
I znów trwali w milczeniu. Obok przesuwały się pary kolejnych sympatii. Wreszcie on poderwał się z miejsca.
- Dokąd idziesz? - spytała.
- Zaraz wrócę, poczekaj. Nie bój się.
Usłyszała szelest liści w kępie krzewów po drugiej stronie alejki. Wrócił rzeczywiście niebawem. W ręku trzymał skąpaną rosą kiść bzu.
- To dla ciebie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się.
Delikatnie ujęła pachnącą gałązkę, podniosła do twarzy, przymknęła oczy.
- Jak pachnie.
- No. Wiem.
- Kochasz mnie? - spytała. Popatrzyli na siebie. On przygryzł wargi, jakby zbierał się w sobie, kumulował energię słów. Wreszcie zaczął zupełnie inaczej niż dotąd:
- Wiesz, że cię kocham. Dla ciebie zasypałbym najbardziej rozległą dolinę, zrównałbym najwyższą górę. Żeby być z tobą gotów jestem przepłynąć najszerszą i najgłębszą, w dodatku pełną krokodyli, albo jeszcze lepiej piranii rzekę. I mógłbym w twojej obronie stanąć oko w oko z najgroźniejszym zbójem.
- Kochany - przerwała mu - a przyjdziesz do mnie jutro?
- Oczywiście, najdroższa - odpowiedział bez zająknięcia czy chwili namysłu - Przyjdę. O ile nie będzie padać.

Bóg tak umiłował świat, że dał swojego Syna, byśmy życie mieli. Nie powiedział, nie sprezentował czegoś tam, ale dał swojego Syna. Czy teraz już wiesz, co to znaczy umiłować?

Brak komentarzy: