niedziela, 3 sierpnia 2008

19. Niedziela Zwykła

Lanfranc, Jezus i Piotr na morzu, 1728

DZISIEJSZA EWANGELIA Mt 14,22–33:

Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.
Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, mio­tana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży noc­nej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zoba­czywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Jezus zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.
Na to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”.
A on rzekł: „Przyjdź”.
Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie przyszedł do Je­zusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”.
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc:
„Czemu zwątpiłeś, małej wiary?”. Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył.
Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc:
„Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.


PRZEMYŚL TO SOBIE:

SAM

Tak zwany Zachód zawsze raczył prastarą ziemię piastowską jakimiś dobrami. Niektóre z nich, jak choćby margaryna, mąka, leki i słodycze nadsyłane w czasookolicach stanu wojennego, miały charakter tyleż prozaiczny co konieczny. Inne - wcześniejsze i późniejsze - ot na przykład jazz, spodnie - dzwony albo też giełda papierów wartościowych dotyczyły sfer życia ludzkiego bardziej wyszukanych, abstrakcyjnych, nie dla wszystkich zrozumiałych i nie każdemu potrzebnych.
Wśród ostatnio pojawiających się nad Wisłą zaodrzańskich a nawet spozaoceanowych mód swoistą pozycję wyrobiła sobie bezsprzecznie ta, dotycząca roweru. Oczywiście nie chodzi tu o jakiś tam pierwszy lepszy jednoślad - mięśniojazd porównywalny z niegdysiejszym passatem, gazelą czy na wpół wyczynowym jaguarem. Rzecz dotyczy bowiem nieznanego wcześniej w takiej konstrukcji i cenie roweru określanego mianem górskiego.
Joanna, świeżo upieczona pani magister czegoś tam od marketingu kobietą modną chcąc być za wszelką, zwłaszcza rozsądną cenę, już z pierwszej skromnej jeszcze przecież wypłaty zakupiła w systemie ratalnym takiż właśnie górski jednoślad z przerzutkami w liczbie niewiele mniejszej niż procentowy przyrost inflacji w skali roku, zaopatrzony w opony solidne jak syberyjska terenówka i ergonomicznie, jak się komuś zdawało, ukształtowaną kierownicę.
Dzień był piękny. Joanna nie mogła więc doczekać się popołudnia, by wypróbować swój nowy nabytek. O pokazanie się na nim kilku znajomym też jej po trosze chodziło, ale nie za bardzo. Skoro tylko znalazła się w domu zrzuciła służbowe ciuchy, wbiła się zgrabnie w trykoty i ruszyła naprzód.
Bez wahania skierowała się do pobliskiego parku. Wszak tutaj i powietrze było nieco czystsze, i audytorium jakie takie, jej grację i otwartość na modę podziwiać gotowe. Jednak rower - rzecz martwa i złośliwa - najwyraźniej Joannowego zachwytu nie podzielał, Skoro bowiem tylko cyklistka, korzystając z prostszego odcinka parkowej alejki, nieco mocniej się rozpędziła, gdzieś z boku wypadła nagle na małym rowerku kilkuletnia dziewczynka. By nie dopuścić do zderzenie Joanna ile sił w delikatnej dłoni nacisnęła manetki hamulców. Zadziałał niestety tylko przedni. Rower - złośliwiec przerzucił swoją właścicielkę przez kierownicę po czym sam upadł z łoskotem. Dziewczynka podjechała do krzywiącej się z bólu Joanny z zapytaniem:
- To pani tata tez dzisiaj odklencił te małe kółecka z boku?

Kółeczka z boku. Ileż to razy bardziej przydałyby się człowiekowi one właśnie, niż sam rower. Bo każdy, jak Piotr idący po falach, myśli że jest sam. Bo zapomina o Bogu.

Brak komentarzy: