sobota, 9 lutego 2008

17 lutego - 2 niedziela Wielkiego Postu


Rafael, Przemienienie Pańskie (1516-20),
Pinacoteca Vaticana


Obraz skomponowany jest z dwóch wyraźnie różnych części, odnoszących się do zapisu Ewangelii Mateuszowej. Górna część obrazu ukazuje Przemienienie Pańskie. Jezus unosząc się w powietrzu rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem. Tłem tej sceny są delikatnie rozświetlone obłoki. Nieco poniżej artysta przedstawia dopiero co przebudzonych Piotra, Jakuba i Jana, którzy - zaskoczeni - nie pojmują tego, czego są świadkami. Intensywność blasku Przemienienia Pańskiego podkreśla ich gest zasłaniania oczu.

Dolna część obrazu przedstawia pozostałych apostołów, którzy bezskutecznie próbują wyrzucić złego ducha z opętanego chłopca - to nawiązanie do kolejnej sceny opisanej przez św. Mateusza Ewangelistę, po narracji o Przemienieniu. Ojciec trzyma wyrywającego się chłopca, apostołowie są jednak bezradni. Jeden z nich wskazuje na znajdującego się powyżej Jezusa, jakby chciał powiedzieć: „poczekajcie, kiedy On wróci, zapewne poradzi sobie ze złym duchem”.
Uważa się, że obraz przedstawia dychotomię zbawczej mocy i potęgi Jezusa (jasne barwy górnej części obrazu) i grzesznej i marnie nieuporządkowanej kondycji człowieka (ciemne barwy dolnej części). Nietzsche posunął się znacznie dalej, upatrując w dziele Rafaela alegorii konfliktu między wartościami apollinejskimi i dionizejskimi. Giorgio Vasari, szesnastowieczny artysta i biograf w jednej osobie, napisał, że ten obraz Rafaela jest jego najpiękniejszym i zarazem najbardziej przebóstwionym dziełem.


DZISIEJSZA EWANGELIA Mt 17,1–9:
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło.
A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”.
Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”.
Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.

PRZEMYŚL TO SOBIE:
Gdzie idziesz?
Siwobrody starzec posuwał się wolnym, choć pewnym krokiem. Ostrożnie omijał rozlewające się na ulicę stragany, przy których uwijali się natrętni kupcy, głośno zachwalający pestki z dyni, suszone daktyle, jęczmienne placki i świeżo zerwane pomarańcze. Nie zważał też na niepoprawnych przechodniów. Co rusz któryś potrącił go łokciem czy brzegiem niesionego na ramieniu kosza. Uśmiechał się wybaczająco i szedł dalej. Jego kroku nie zmylił nagle powstały zgiełk. Nie zauważył nawet kiedy przechodnie z pełnymi strachu pokrzykiwaniami rozpierzchli się po mrocznych, chłodnych sieniach a straganiarze pochowali głowy za workami z ziarnem.
- Hej, ty, stój! - przed Siwobrodym stał żołnierz. Wypolerowany hełm, brązowy napierśnik, dobyty z pochwy krótki miecz - rynsztunek połyskiwał w słońcu, a wojskowy płaszcz kłuł oko krwistą purpurą. Starzec zatrzymał się i podniósł wzrok na zacieniony pasek pod okapem hełmu, tam, skąd powinny patrzeć nań żołnierskie oczy.
- Dokąd zmierzasz? - spytał oficer.
Siwobrody rozejrzał się bezradnie i dopiero teraz dostrzegł stojących obok innych żołnierzy, zwyczajnych piechurów z włóczniami. Każdy miał obitą skórą tarczę.
- Nie wiem, panie - odparł drżącym głosem.
- Nie wiesz?! Jak to nie wiesz? Co za bzdury wygadujesz? Jak śmiesz w ten sposób odpowiadać cesarskiemu wojsku?
Na szybkie skinienie oficera najbliżej stojący żołnierze przyskoczyli do Siwobrodego i wykręcili mu ręce. Ktoś spętał je kawałkiem zgrzebnego sznura, który wrzynał się w nadgarstki. Popchnęli starca i poprowadzili w stronę twierdzy. Ten nic nie mówił po drodze, tylko niezdarnym truchtem usiłował dotrzymać kroku wojakom. Przez smukłą bramę weszli na dziedziniec, przecięli skosem brukowany kwadrat. Oficer uchylił drewniane wrota i pchnął Siwobrodego w głąb zimnej celi. Kazał mu siedzieć cicho. Dwóch żołnierzy zostało na warcie.
Niewiele słońce przesunęło się po niebie, kiedy drzwi odskoczyły z łoskotem. Przed Siwobrodym stanął sam cesarz:
- Moi żołnierze mówią, że jesteś buntownikiem. Nie odpowiadasz na pytania. Więc może mnie wyjawisz: gdzie szedłeś?
- Nie jestem buntownikiem, panie - Siwobrody z trudem dobywał słowa z wysuszonego upałem gardła - Kiedy wychodziłem z domu, miałem zamiar dotrzeć do straganu z rybami, by kupić flądrę na obiad. A nieoczekiwanie znalazłem się w cesarskim lochu. Czyż skłamałem mówiąc, że nie wiem gdzie idę?
Niedzielny poranek, może południe. Twoja droga do kościoła. Czy wiesz gdzie idziesz, czy też, jak Piotrowi na górze Tabor, poplącze ci się język, jakbyś stał za karę w kącie?

Brak komentarzy: