wtorek, 5 lutego 2008

10 lutego - 1. niedziela Wielkiego Postu

Duccio di Buoninsegna, Kuszenie Jezusa (1308-11),
tempera na drewnie, Frick Collection, Nowy Jork


EWANGELIA DZISIAJ (Mt 4,1-11):
Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem . Lecz on mu odparł: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Odrzekł mu Jezus: Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon. Na to odrzekł mu Jezus: Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Wtedy opuścił Go diabeł, a oto aniołowie przystąpili i usługiwali Mu.

Charles de Lafosse, Jezus na pustyni otoczony usługującymi aniołami (1680)

PRZEMYŚL TO SOBIE:

Był w połowie drogi. Od podnóża góry odszedł już spory kawałek a do szczytu zostało mu jeszcze niemało. Miękkie igliwie uginało się pod jego ciężkimi butami, tryskając zapachem świeżo opadłych szyszek i grzybów, których kapelusze miały się pojawić na powierzchni dopiero za czas jakiś. Było cicho, jak zawsze tuż przed południem. Ptaki zaszyły się gdzieś, by odpocząć po porannych żerach. Nawet wiatr nie dmuchał w piszczałki sosnowych i świerkowych gałązek.
Zrobił jeszcze kilka kroków. Nieopatrznie potknął się o fantazyjnie poskręcany korzeń. I nagle w tej kojącej ciszy spostrzegł, że znajduje się na wąskiej polanie, porośniętej trawą z rzadka urozmaiconą kępkami borowin. Polana, z trzech stron otoczona lasem, schodziła na południe w stronę jaskrawego słońca łagodną stromizną, u kresu której pojawiała się lekko zamglona panorama następnego łańcucha gór. Zszedł ze ścieżki. Kiedy stanął na skraju leśnej łąki dane mu było zobaczyć pasące się nieco poniżej stado owiec.
- Pochwalony! - męski głos dobiegający gdzieś z boku wyrwał go z wizualnej kontemplacji.
- A, dzień dobry! - dopiero teraz zauważył siedzącego na zasuszonym pniaku gazdę.
- Podobajom się wam moje łowiecki, co?
- E tam, panie. Mnie się tu u was w górach wszystko podoba. A swoją drogą, choć się na tym zbyt dobrze nie znam, to owce macie śliczne. A dużo ich jest w tym stadku?
- A dyć z pół kopy. Sam je pasam i dojem. Łoscypki robiem.
- Łąki tu piękne i duże. Moglibyście mieć więcej owiec.
- To nie som łonki, ino hole. A na cóz mi wiencyj gadziny?
- No, żeby więcej sera zrobić. A potem go sprzedać i jeszcze więcej owiec dokupić. I tak w kółko, aż by się pieniędzy na jakąś prywatną przetwórnię mleczarską uzbierało. Moglibyście tych serów całą masę robić, za granicę wysyłać, dewizy mieć, auto, willę wybudować. I mielibyście więcej wolnego czasu.
- E, panocku, a na cóz mi wiencyj wolnego casu?
- Żeby sobie odpocząć, usiąść, pomyśleć...
- A wedle wos, to co jo terozki robiem? Dyć łowiec mom wiela mom, łone sie pasom, a jo łodpocywom, siedze se i myśle!

Człowiek dużo myśli o chlebie i o tym, co do chleba. Kombinuje i zamartwia się jak go zdobyć, by był smaczny i nie tylko pod dostatkiem, ale nawet w nadmiarze. I zajmuje mu to tak wiele czasu, że nawet nie słyszy, jak Chrystus przypomina: nie samym chlebem się żyje. Nie słyszy, bo nie pamięta już jak to jest: odpocząć, usiąść sobie na chwilę i pomyśleć o Bogu, o sobie, o wszystkim, byle choć raz nie o chlebie.

Brak komentarzy: