wtorek, 15 kwietnia 2008

20 kwietnia - 5. Niedziela Wielkanocna

Stanisław Wyspiański, Bóg Ojciec, witraż, 1905, bazylika oo. franciszkanów, Kraków

DZISIEJSZA EWANGELIA J 14,1-12:
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”.
Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?”.
Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”.
Rzekł do Niego Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”.
Odpowiedział mu Jezus: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: »Pokaż nam Ojca?«. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca”.

PRZEMYŚL TO SOBIE

Cudzysłów
Ksiądz Krzysztof był seminaryjnym kolegą księdza Mateusza. Przyjaźnili się od samego początku. Siedzieli obok siebie w kaplicznej ławce, często razem uczyli się do egzaminów, a nawet - podczas wakacji - wspólnie urywali się w góry. To były piękne dni, dawno temu. Zaraz po święceniach ich drogi zaczęły się rozchodzić. Ksiądz Mateusz został skierowany do pracy w małej wiejskiej parafii z proboszczem staruszkiem. Księdza Andrzeja wysłano na studia za granicę. Pisywali do siebie często. Kiedy ksiądz Andrzej skończył studia z doktorskim tytułem powrócił do seminarium, by wlewać naukę Bożą w kleryckie głowy. Widywali się z księdzem Mateuszem przy rzadkiej okazji jego pobytu w mieście, ale więzy przyjaźni bezpowrotnie słabły. Może właśnie dla podgrzania wspomnień młodzieńczej przyjaźni ksiądz Mateusz wysłał przyjacielowi list z prośbą, by ten zechciał wygłosić parafialne rekolekcje, dwa tygodnie przed Niedzielą Palmową. Ksiądz Andrzej się zgodził.
Przyjechał już w sobotę po południu. Na ławce w sieni postawił staromodną torbę.
- Mateusz, tak tu do ciebie daleko! - westchnął ciężko opadając na krzesło - Jak ci się tu żyje, chłopie?
- A Bóg zapłać, niezgorzej. Pij herbatę póki gorąca.
Ksiądz Andrzej ulokował się w pokoju gościnnym, zaraz wyjął z torby i powiesił w szafie sutannę, trochę się ogarnął po podróży. Mimo zmęczenia zasiedzieli się na wspominkach do późnej nocy.
Następnego dnia ksiądz Andrzej odprawiał pierwszą Mszę. I głosił pierwszą naukę - najtrudniejszą, bo wtedy jeszcze nie wiadomo jakim językiem mówić do ludzi, żeby pojęli i jak długo, żeby się nie znudzili, i o czym - żeby nie strzelać w sufit.
- I jak było? - już po wszystkim spytał proboszcza.
- No słuchali cię, słuchali. Wiadomo, taki gość i w ogóle...
- Dobra, dobra. Chcesz mnie pocieszyć. Wiem, co się mówi o rekolekcjonistach. Jak są dobrzy, to dobrze, bo nawrócą parafię. A jak źli, to też dobrze, bo przy takich okazuje się, że nasz proboszcz mówi całkiem niezłe kazania.
- Oj, Andrzejku, czepiasz się - zniecierpliwił się ksiądz Mateusz - Przecież ja od serca ci to mówię. Naprawdę kazanie było dobre. Tylko nie rozumiem jednego: kiedy zaczynałeś mówić podniosłeś w górę dwa palce lewej ręki, a na zakończenie - dwa palce prawej. Po co?
- A, wiesz..., to był cudzysłów.
Jak często używasz cudzysłowu? Świecisz nim w oczach, mówisz: że tak powiem, rozumiecie, no tego. Patrz i ucz się. Jezus mówi bez cudzysłowu: Ja jestem drogą, prawdą, życiem.

Brak komentarzy: